Urodził się w Oświęcimiu. Tam uczęszczał do Technikum Chemicznego. W trzeciej klasie koledzy zaciągnęli go na treningi sekcji lekkoatletycznej Unii Oświęcim, gdzie ćwiczył biegi na średnim dystansie, później skok w dal. Został nawet rekordzistą klubu w tej dziedzinie. Czas szkolny był dla niego niezwykle intensywny: nauka, treningi, kurs ratownika wodnego, obozy sportowe. Czasami pomagał rodzicom w pracach gospodarskich. Po szkole średniej, chociaż nie myślał wcześniej o studiach (raczej o podjęciu pracy), dostał się na Politechnikę Śląską. Wybrał Wydział Mechaniczno-Technologiczny ze specjalizacją - konstruktor obrabiarek i urządzeń technologicznych. Dalej z sukcesami trenował, choć już w AZS Gliwice.
W wolnych chwilach z przyjaciółmi chodził po górach, a wakacje dzielił równo na trzy części: płatne praktyki studenckie w Hucie Łabędy, lekkoatletyczne obozy sportowe oraz wspólne z kolegami wyjazdy, jak choćby rejsy żaglówkami po mazurskich jeziorach. Na swoje potrzeby zarabiał pracując fizycznie w spółdzielni studenckiej oraz korzystając ze stypendium fundowanego przez przyszłego pracodawcę - Wytwórnię Sprzętu Górniczego “DEHAK” w Mysłowicach - Brzezince. Po uzyskaniu tytułu magistra inżyniera rozpoczął tam pracę jako konstruktor maszyn i oprzyrządowania technologicznego.
Na początku lat 80, na weselu kolegi ze studiów, poznał swoją przyszłą żonę – Wiesławę. Ich ślub odbył się w 1982 roku w kościele pw. św. Katarzyny w Jastrzębiu Górnym, natomiast wesele na tzw. „Sitkówce” – w rodzinnym domu panny młodej.
To był stan wojenny, czas delikatnie mówiąc mało ciekawy. Nie było praktycznie niczego i aby w ogóle jakieś wesele się odbyło, wszystko trzeba było organizować i na wszystko mieć pozwolenie: począwszy od zakupu obrączek i dodatkowego alkoholu, na zorganizowaniu wieloosobowego zgromadzenia kończąc. Na trawniku, między domem a stodołą, postawiono wielki, składany barak weselny, w którym mogło się pomieścić nawet sto osób i było dość miejsca by i zasiąść i zatańczyć. Potrawy przygotowywały w domu najlepsze kucharki na Górnym, czyli: Lija Bronny, Kinga Fajkis i Maryjka Święta, a spanie, dla większości przyjezdnych gości zorganizowano, jak za starych, dobrych czasów, w stodole, na sianie – wspomina Krzysztof Gregorczyk.
Stodołę wybudował w 1943 roku pradziadek pani Wiesławy – Jan Sitek, który wraz ze swoją żoną – Katarzyną (z domu Piechoczek), doczekał się dwanaścioro dzieci. Jan Sitek był właścicielem dużego gospodarstwa w Jastrzębiu Górnym. W ogromnej stodole znalazło się miejsce zarówno dla zwierząt hodowlanych: kur, gęsi, świń, krów czy koni, jak i narzędzi i maszyn rolniczych oraz zboża i siana. W styczniu 1945 roku nocowało w niej kilkudziesięciu więźniów pędzonych przez hitlerowców w „Marszu śmierci”. Jak wynika z opowieści rodzinnych kilku osobom udało się wtedy ocalić życie. Niestety w wyniku działań wojennych górna część budynku uległa zniszczeniu, odbudowano go dopiero w 1947 roku.
Krzysztof Gregorczyk po przeprowadzce do Jastrzębia podjął pracę w OPEC na stanowisku zastępcy kierownika Zakładu Remontowo-Produkcyjnego, by po latach zostać Pełnomocnikiem Prezesa ds. Funduszy Pomocowych a na koniec kierownikiem Działu Inwestycji. Pracował tam aż do przejścia na emeryturę.
W tym okresie, z desek pozyskanych po częściowej rozbiórce i przebudowie stodoły, zaczął tworzyć pierwsze geometryczne kompozycje oraz przedmioty użytkowe m.in. meble ogrodowe i półki. Bardzo szybko rozwinął swoją działalność artystyczną, tworząc czasami minimalistyczne, w większości jednak rozbudowane, przestrzenne i wielobarwne prace, które zaskakują precyzją wykonania i dbałością o detale. Te drewniane dzieła nawiązują najczęściej tematycznie do architektury włoskich i skandynawskich miasteczek i wsi. Kilka prac stanowi swego rodzaju reminiscencję z drogi do Santiago de Compostela w Hiszpanii, którą Krzysztof Gregorczyk przeszedł w 2022 roku. Wspomnienia z tej podróży opisał w książce „Gdzieś tam…czyli Krzysiek i Prześmiewny Anioł”. Zawarł w niej również ciekawe, autobiograficzne anegdoty, ulubione wiersze czy słowa piosenek. W wolnych chwilach sam zajmuje się poezją, choć woli określenie: utwory wierszowane. Głównym bohaterem większości jego wierszy jest Anioł Prześmiewny, jak np. w tomikach: „Anioła Prześmiewnego opowieści dziwnej treści” czy „Anielskie Przedszkole czyli historia nie całkiem wesoła Prześmiewnego Anioła”.
W lipcu 2025 roku, w Galerii Historii Miasta otwarta została pierwsza, retrospektywna wystawa prac Krzysztofa Gregorczyka, która cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Zorganizowano także warsztaty artystyczne, podczas których uczestnicy mogli, pod okiem artysty, samodzielnie wykonać swoją kompozycję.
Prace Krzysztofa Gregorczyka to „sztuka z odzysku”, gdzie stare, noszące ślady czasu i historii, deski ze stodoły zyskały drugie życie. To twórczość, która pokazuje, że piękne i oryginalne prace nie potrzebują nowych materiałów, lecz przede wszystkim nowego spojrzenia.
Autor: Katarzyna Gardecka